poniedziałek, 31 lipca 2017

4 WRZEŚNIA

4 września, Nowy Orlean


  Od samego rana szkoła była zapełniona uczniami. Tylko w pierwszy dzień zajęć w Słodkim Amorisie dyrekcja mogła się pochwalić tak dużą frekwencją. Z dnia na dzień grono wagarowiczów będzie się powiększać i do końca roku szkolnego dobrnie może połowa. Przynajmniej w pierwszej i drugiej klasie. Maturzyści to zupełnie inna bajka. Chcąc nie chcąc muszą...-Cass!- moje rozmyślania przerwał pisk Latei. Niebieskowłosa dziewczyna rzuciła mi się na szyję. Chwilę później dołączyła do nas Nina, blondwłosa dziewczyna o porcelanowej urodzie i w czarnej sukience sięgającej połowy łydki. Uśmiechnęła się delikatnie. Mimo ogromu energii i wybuchowego charakteru, Nina stara się być opanowana. Biedaczka myśli, że w ten sposób zaimponuje Lysandrowi, do którego wzdychało wiele dziewcząt. Jedynie ja nie rozumiałam tego fenomenu 'udręczonego poety'. Zdecydowanie większe wrażenie robili na mnie prawdziwi chłopcy. Intrygujący, niezależni... może nawet niebezpieczni?-Znowu o nim myślisz?- Latei szturchnęła mnie lekko. Od razu się zarumieniłam zawstydzona faktem, że moja sympatia do pewnego trzecioklasisty jest aż tak zauważalna. Muszę popracować nad swoją mimiką.
- Cass, to bez sensu. Kastiel nigdy nie zwróci na Ciebie uwagi.
-Czemu tak myślisz?- zapytałam, lekko rozdrażniona jej uwagą. Niestety słuszną. Przez cały miniony rok czekałam na moment, w którym zwróci w moją stronę swoje zainteresowanie. Nie udało się. Na szczęście mam jeszcze dziesięć miesięcy na zdobycie jego uwagi i czegoś więcej.
 Przez wakacje bardzo się zmieniłam. Dorosłam. Za radą przyjaciółek zmieniłam fryzurę, zaczęłam się inaczej ubierać. Moje piersi i wąska talia są pięknie wyeksponowane. Brakuje mi tylko kształtnych bioder i okrągłej pupy, która przyciągałaby spojrzenia płci przeciwnej. Taka jest cena bycia baletnicą.

 Od razu po urodzeniu zostałam adoptowana przez wspaniałych ludzi. Tak samo Armin i Alexy. Bliźniaki, które obecnie są moimi starszymi braćmi. Każde z nas jest całkiem inne. Alexy uwielbia modę, jak na geja przystało, Armin wielbi komputery, a ja balet. Jestem w tym naprawdę dobra, ale nie wiem, co będzie dalej. Taniec zajmuje mi prawie cały czas wolny, a życie towarzyskie też jest ważne.
-Czy Kastiel kiedykolwiek zainteresował się jakąś dziewczyną?- Latei miała rację. Chłopak trzyma się na uboczu. Jeśli kogoś miał lub ma, to bardzo dobrze ten fakt ukrywa.-W pierwszej klasie podobno chodził z Debrą- wtrąciła Nina.-Phii...proszę Cię. TA Debra by zainteresowała się kimś takim jak on? Poza tym, wątpię, żeby gwiazda popu chodziła do takiego liceum- obie z niebieskowłosą głośno się zaśmiałyśmy. Czasami nasza blond laleczka za bardzo odrywa się od rzeczywistości.
 Widząc zniesmaczone spojrzenie Niny postanowiłam zmienić temat. Nie chcę kłótni już na samym początku roku szkolnego.
-Latei, poznałaś kogoś w wakacje?- koleżance od razu zaświeciły się oczy.-Nie uwierzycie mi, z kim spałam!- wrzasnęła tak głośno, że wszystkie głowy na korytarzu obróciły się w naszą stronę.-Ciiii! Nikt nie musi wiedzieć, że uprawiasz seks z kim popadnie!- położyłam palec na ustach, żeby trochę zeszła z tonu. Ma bardzo donośny głos, a nie w każdej sytuacji jest to pożądane.
 Mimo zaledwie siedemnastu lat, Latei ma duże doświadczenie, jeśli chodzi o seks. W naszej grupie jest jedyną osobą tak otwartą na wszystko. Swój kwiat straciła w wieku piętnastu lat. Nie miała oporów przed tym, żeby otworzyć się przed mężczyzną i przy okazji się tego nie wstydzić. Moim zdaniem należy z tym poczekać, aż napotka się właściwą osobę. Gdy tak mówię, zawsze słyszę, że straszna cnotka ze mnie.
-Och, no dobra, dobra. Będę ciszej- nie przejęła się reprymendą. Szeroki uśmiech z ust jej nie schodził.-Nie uwierzycie mi, z kim się umawiałam przez całe wakacje.-Z jednym...przez dwa miesiące?- to wyznanie mnie bardzo zdziwiło. Latei nie jest osobą stałą w uczuciach.-Z Kentinem- widać było po niej, że jest z siebie bardzo dumna.-Z maturzystą?!- nie dowierzała Nina. Ja również. Nasza przyjaciółka puszczała...to znaczy, zawsze umawiała się z naszymi rówieśnikami. Co prawda rok różnicy między nimi to niedużo, ale jednak.-Czyli...chodzicie ze sobą? To już oficjalne- dziewczyna się lekko speszyła.-Tylko się spotykamy..zobaczymy, czy coś z tego będzie- wymieniłyśmy z blondynką znaczące spojrzenia. Ewidentnie chłopak używał  sobie w wakacje, a teraz się ''tylko spotykają''. Ha! Niektóre dziewczyny są bardzo naiwne. Jednakże, brawa dla Latei. Z jednym chłopakiem wytrzymała aż dwa miesiące!
 W holu rozległ się dźwięk dzwonka sygnalizującego pierwszą lekcję. W milczeniu ruszyłyśmy korytarzem do sali plastycznej, mieszczącej się na pierwszym piętrze. 
Zbliżając się do schodów zauważyłam czerwonowłosego buntownika, który stał oparty o barierkę. Rozglądał się na różne strony, co chwila zerkając na komórkę. Zapewne wypatrywał Lysandra, swojego najlepszego przyjaciela, który chwilę później się pojawił. Jak zwykle w oldskulowym wdzianku i białą czupryną, która wyglądała, jakby potargał ją wiatr.
 Nie mogąc ukryć uśmiechu i zadowolenia wywołanego widokiem mojej sympatii, upuściłam zeszyt. Obaj chłopcy rzucili mi krótkie spojrzenie, po czym zaczęli rozmawiać. Schyliłam się, żeby podnieść zgubę. Liczyłam, że Kastiel zwróci na mnie uwagę, może podniesie mój zeszyt i nasze oczy się spotkają. Zamiast tego, jedyne co dostałam, to strzępki ich rozmowy.
-Widziałeś tę nową?- zapytał Lysandra- Niezła żyleta- tym zdaniem starł uśmiech z mojej twarzy. Pozyskanie jego zainteresowania będzie jeszcze trudniejsze.... Żyleta, tak?

 Na długiej wszyscy uczniowie stłoczyli się w stołówce. No...prawie wszyscy. Nigdzie nie widziałam Kastiela. Nigdy go tu nie widuję. Nie miałam szansy odkryć, gdzie się ukrywa. Znając życie, pewnie spaceruje po dziedzińcu lub szuka miejsc, w których mógłby się sam zaszyć. 
 Ledwie zauważyłam, kiedy Latei szturchnęła mnie tacą. Nie chcąc dłużej tamować kolejki,  nałożyłam sałatkę, oczywiście bez sosu oraz chwyciłam butelkę wody mineralnej niegazowanej- nikt nie lubi bąbelków.
 Chciałam usiąść z koleżankami, ale w pierwszy dzień szkoły wypadałoby się pokazać.
 Nie mówiąc nic dziewczynom, skierowałam się do stolika moich braci. Usłyszałam za sobą dreptanie, więc moja świta ruszyła pewnie za mną. Usiadłam obok Alexy'ego, na przeciwko jego najlepszej przyjaciółki, Rozalii. Nina wcisnęła się na ostatni skrawek ławki koło Rozy, a Latei podeszła do Kentina, który pocałował ją na powitanie. Kurczę... chyba się jej jednak nie wstydzi. Ma farta. -Cześć, Kurczaczku! Jak pierwszy dzień?- zagadnęła mnie Rozalia, jak zawsze rozpromieniona.-Lepiej Ty mi powiedz, maturzystko- mocno zaakcentowałam ostatnie słowo. Dobrze wiem, że razem z Alexym czekali niecierpliwie na ostatnią klasę. Oboje kojarzyli ją z masą imprez, wybieraniem studiów oraz najważniejszym- balem maturalnym. -Wspaniale! Nawet lekcja chemii nie zepsuła mi humoru. -Widzę. Wyglądasz olśniewająco- dziewczyna siedząca po prawej stronie Rozalii prychnęła.-Szykowała się ponad dwie godziny, nic dziwnego, że wygląda- szatynka wtrąciła sarkastyczną uwagę. Przyjrzałam jej się uważniej. Nie wyglądała sympatycznie. Długie włosy bez wyrazu, mocny makijaż, ciemne ubrania i kolczatka na szyi. Jak u psa.-Cassandro, to moja siostra Grace- białowłosa postanowiła nas ze sobą zapoznać. Otworzyłam usta zdumiona. Mojego brata najwyraźniej to rozbawiło, bo próbował włożyć mi frytkę do ust, co mu się oczywiście nie udało.-W ogóle nie jesteście do siebie podobne- odparłam, nie wiedząc, co więcej mogłabym powiedzieć. Słyszałam, że Rozalia ma bliźniaczkę, ale...co ona robi w naszej szkole? Czy przypadkiem nie uczyła się w innym miejscu?- Miło mi Cię poznać, Grace- nie zapomniałam o manierach. Niezależnie od osoby, na każdej powinno wywierać się dobre pierwsze wrażenie.-Nie widziałam Cię w klasie- nawet nie spojrzała na mnie. Bez przerwy grzebałą w swoim talerzu.-Jestem w drugiej klasie, więc...-Kentin! Czemu nie mówiłeś, że masz dziewczynę?!- wydarł się zaskoczony Armin, który siedział na drugim końcu stołu. -Co robimy po szkole?- zignorowałam to, po czym spojrzałam to na Rozalię, to na Ninę, to na Alexy'ego.-My?- mój cudaczny brat pogłaskał mnie po głowie- Mamy plany, a Ty możesz zabrać koleżanki do piaskownicy. No...poza Latei. Jak widać, obecnie jest uprzywilejowana u starszaków- zgromiłam go spojrzeniem. Bardzo nie lubiłam, kiedy sobie żartował wśród swoich znajomych. Jest tylko o rok starszy, a tak się wywyższa. Kretyn.
- Oj, nie obrażaj się. Przecież masz trening popołudniu- szlag by to. Kompletnie zapomniałam.- Za to w piątek idziemy na koncert zespołu Lysa. Chcesz dołączyć?- oczy od razu mi się zaświeciły. To dobra okazja na zaimponowanie Kastielowi. Coś czuję, że ten tydzień zleci mi bardzo szybko.










niedziela, 30 lipca 2017

1 WRZEŚNIA


1 września, Nowy Orlean

 
Zegarek wskazywał godzinę piątą. Sukces. Już dawno nie spałam ponad sześć godzin. Może powrót do domu był dobrym posunięciem?
 Przy łóżku stał maleńki stolik nocny, na którym swoje miejsce zagrzała żółta słoneczna lampka oraz ramka ze zdjęciem. Dotknęłam szkła, rozczulona czarno-białą fotografią. Przedstawiała ciemnoskórego nastolatka z burzą kręconych włosów i szerokim uśmiechem, który kradł serca rówieśnic. Dajan... jak ja za nim tęskniłam...i nadal tęsknię. Jeszcze jakiś czas temu nie byłam w stanie spojrzeć na jego podobiznę, by moje oczy nie zaszły łzami. Minęły jednak trzy miesiące. Ten etap mam już za sobą. Chyba.
 Do rozpoczęcia roku w nowej szkole miałam jeszcze bardzo dużo czasu. Nie było szans, żebym ponownie zasnęła, więc ruszyłam w stronę łazienki. Usiadłam na desce od sedesu, odkręciłam kurki z wodą. Czekałam aż wanna napełni się przyzwoitą ilością gorącej cieczy. Pospiesznie zrzuciłam z siebie ubrania, a długie brązowe pukle zamknęłąm w koku. Siedzenie w gorącej wodzie było bardzo przyjemne i relaksujące. Było również idealną chwilą na podsumowanie minionego czasu zaczynając od pytania: co robię w Nowym Orleanie, a kończąc na: co to dla mnie oznacza? 
 Przez ostatnie dwa lata uczęszczałam do szkoły muzycznej w Atlancie. Z racji odległości, mieszkałąm w internacie. Czemu moja rodzina nie postanowiła się przeprowadzić? Odpowiedź jest prosta. Moi rodzice kochali Nowy Orlean, swoje prace i drugą córkę, która w wieku piętnastu lat poznała tu starszego o trzy lata chłopaka. O dziwo, są ze sobą do dzisiaj. Leo i jego młodszy brat Lysander to jedyne osoby, które w tym mieście znam. Szkoła zajmowało mi cały wolny czas, nawet w wakacje. Do domu wracałąm wyłącznie na święta, a i wtedy nie rozstawałam się z muzyką, ani Dajanem. Aż do teraz. 
 Piętnaście minut później byłam świeża i zrelaksowana, mimo krótkiej kąpieli. Nie wiedziałam co mam robić aż do śniadania, więc chwyciłam książkę. Jednakże nei było dane nacieszyć mi się lekturą. Kilka stron później do moich drzwi zapukała moja siostra, Rozalia. Nie kwapiłą się, by poczekać na odpowiedź. Zamiast tego, po krótkim zakomunikowaniu swojej obecności wparowała do mojego królestwa. 
-Grace! Jest siódma trzydzieści!- złapała się za głowę. W jej głosie słychaćbyło lekką nutę przerażenia.
-Wiem, mam zegarek- odparłam, nie wiedząc o co jej chodzi.
-O dziesiątej mamy rozpoczęcie! Nie zdążę się porządnie przygotować! Musisz mi pomóc.
-Ja? Dlaczego?
-Nie gadaj, tylko chodź!- podeszła do mnie i chwyciła za nadgarstek. Nie czekając na mój ruch, pociągnęła, co zaowocowało ogromnym siniakiem na lewym udzie- tak, zleciałam z łóżka. Ten dzień zapowiada się fascynująco...

 Szkoła nie wyróżniała się niczym szczególnym. Była dwupiętrowa...biała... sala gimnastyczna mieściła się w budynku obok. Szkoła o aburdalnej nazwie- Słodki Amoris- posiadała również ogród prowadzony przez uczniów. Z tego co opowiadała Roza, jest tu wiele różnych klubów. Klub ogrodników, fotograficzny, plastyczny, filmowy, muzyczny i masa innych. Jest także grupa koszykarska. To liceum wydaje się być bardzo...zajmujące. Kiedy uczniowie mają czas na te rzekome imprezy, skoro większość dnia spędzają właśnie tutaj?
-Grace, zaraz się zacznie inauguracja! Chodź szybciej!- pędem puściła się przed dziedziniec. Tylko po to, żeby zając dobre miejsca na zapewne wypełnionej po brzegi sali gimnastycznej. Nie interesowała mnie przemowa dyrektorki ani rozchichotane grupki przyjaciół, więc ruszyłam w przeciwną stronę. 
Korzystając z okazji, że szkoła jest pusta, poostanowiłam trochę pozwiedzać. 
 Ruszyłam liliowym korytarzem, wzdłóz którego były poustawiane purpurowe szafki. Okej...jednak ten budynek błnieco ''inny''. Nie widziałam w swoim życiu zbyt wielu szkół, ale jestem pewna, że publiczna instytucja edukacyjna nie dba wyjątkowo mocno o wygląd miejsca, w którym zdobywa się ponoć wiedzę. 
 Kawałek dalej mieściła się klatka schodowa. Mały kwadracik, z którego można było dotrzeć na stołówkę lub do  biblioteki, ewentualnie ruszyć schodami piętro wyżej. Mojej uwadze nie umknęły jednak mojej uwadze drzwi, które był ciemniejsze i mniejsze niż pozostałe w budynku.  Skoro znajdowałam sięna parterze, to niżej  muści mieścić się piwnica. Bez zastanowienia chwyciłam za klamkę. Drzwi były otwarte. Odnalazłam włącznik światła, znajdujący się nad poręczą przy shcodach prowadzących w dół. Miałam rację. 
 Piwnica była duża. Bardzo duża. Można by powiedzieć, że rozmariów dobrego pubu. Nie była nawet zagracona. Po prostu pusta. Jedyne, co wprowadzało do pomieszczeinia dreszczyk grozy, to gdzieniegdzie zdarte warstwy białej farby, spod której wyzierała rudość cegieł. Mimo to, miało to swój klimat. Miejsce mnie urzekło, więc postanowiłam chwilę w nim zostać. Przynajmniej dopóki nie usłsyzę nad sobą rumoru spowodowanego przez drepczących uczniów. 
 Usiadłam, oparłam się o ścianę. Nie zastanawiąjąc się długo, wyjęłam skręta z kieszeni spodni, odpaliłam. Zaciągnęłam się mocniej niż powinnam, gdyż od razu poczułam, że marihuanna drazni mi gardło. Zatrzymałam na krótką chwilę dym w płucach, po czym wypuściłam go nosem. Od razu było mie lepiej. Nie ociągałam się kolejnym buchem. Było mi tak błogo.
 Przez pewien czas odpoczywało mi się dobrze, gdy nagle usłyszałam dźwięk odpalanej zapalniczki. Automaycznie otworzyłam oczy i zaczęłam się rozglądać dookoła. Na przeciwko mnie siedział chłopak, nonszalancko opierając się o ścianę pokrytą pajęczynami. Nie speszyła go moja nagła reakcja. Cały czas się we mnie wpatrywał, nie zapominając przy tym o odpalonym papierosie. Na jego twarz wpełzł zadziorny uśmiech. Nieznajomy spawiał wrażenie... nawet nie wiem jakie. Moja pierwsza myśl była taka, że jest gejem, sądząc po jego nienaturalnie czerwonej czuprynie. 
 Nie przerywając naszej relacji oko-oko, wzięłam dużego buha. 
-Od kiedy to w szkole mozna palić trawę?- zagadnął nieznajomy.
-Mama nie nauczyła Cię, żeby nie rozmawiać z obcymi?- odruchowo odburknęłam. Mam w tym bardzo dużą wprawę. Stety lub niestety.
-Kastiel- chłopak przeszedł na klęczkach dzielącą nas odległość, żeby podać mi rekę. Ujęłam jego dłoń i potrząsnęłam. Zaciągnęłam się ostatni raz, po czym zgasiłam blanta. Wstałam z ziemi i się otrzepałam.
-Muszę lecieć- zostawiłam kolejnego nowo poznanego osobnika, zapewne z niemałym zdumieniem. Coś czuję, że gdybyśmy spotkali się w innym życiu, moglibyśmy zostać przyjaciółmi.



___________________________________

Aloha! Razem z blogiem powracamy do świata żywych i zarazem do nowego początku! Miłego czytania :)